Międzynarodowy Dzień Star Wars, 4 maja 2016

„Nie osiąga się pełni poprzez odcinanie części samego siebie, lecz przez integrację przeciwieństw.”
G. C. Jung

To są Gwiezdne Wojny!

Zawsze gdzieś toczy się jakaś wojna.

Toczą wojny państwa i narody. Toczą wojny przywódcy, władcy i zwykli ludzie – ci z ekranów telewizorów, z kart historii, ci z opowieści, legend, z książek i filmów. Toczą się wojny w światach równoległych, wymyślonych, na dalekich planetach i w odległych galaktykach. Wojny są przez kogoś zwyciężane, po to aby na zgliszczach starego wyłonił się jakoś nowy porządek, który za chwilę znów zmieni się w coś innego, w kolejnym starciu, i w następnym.

To, co na zewnątrz, jest zazwyczaj odbiciem naszego świata wewnętrznego – tak naprawdę, ciągła zmiana i batalia o utrzymanie równowagi ma miejsce również w nas samych. „Gwiezdne Wojny” mogą być nie tylko kosmiczną historią – ale także opowieścią o tym, co dzieje się bliżej, niż mogłoby się nam wydawać. O tym, z czym się wszyscy zmagamy, czego się tak naprawdę boimy, czego najbardziej potrzebujemy i za czym najbardziej tęsknimy.

„Zwykły” film o stworkach w kosmosie

George Lucas miał ambicję stworzyć klasyczną sagę o bohaterach, umieszczoną w kosmicznej scenerii. Sukces „Gwiezdnych wojen” nie jest sukcesem dobrego filmu s-f, lecz potęgą uniwersalnej legendy naszych czasów, która niemal 40 lat temu ścięła z nóg całe współczesne pokolenie (i to na całym świecie).

Jak to się stało, że w 1974 niespełna 30-letni scenarzysta i reżyser, który wychował się na ranczo w Kalifornii i na poważnie myślał o karierze kierowcy wyścigowego, stworzył coś, co potem stało się kulturowym fenomenem naszych czasów? (Cytując kolegę: „Jak to może być, że film o stworkach w kosmosie wywołuje tyle emocji i robi na nas aż takie wrażenie”?)

Na etapie tworzenia pierwszego scenariusza do „Nowej Nadziei”, jeszcze na początku lat 70-tych, Lucas wrócił do prac Josepha Campbella – mitoznawcy i antropologa, którego wcześniej czytał w collage’u (studiował m.in. antropologię). W swojej książce „Bohater o tysiącu twarzy” Campbell przedstawił ideę, zgodnie z którą każda religia, mit, opowieść ma podobną strukturę. Wszystkie historie znane ludzkości – bez względu na czas i kulturę, w jakiej powstały – przebiegają według tego samego wzoru, który nazwany został „Podróżą Bohatera” (lub inaczej: monomitem). W opowieściach tych przebrzmiewają pewne uniwersalne prawdy, które dotyczą każdego z nas i które dzielimy ze wszystkimi ludźmi na całej ziemi.

"Podróż Bohatera" wg koncepcji J. Campbella (za: Star Wars Origins na www.moongadget.com)

„Podróż Bohatera” wg koncepcji J. Campbella (za: Star Wars Origins na moongadget.com)

Na kanwie tego schematu, Lukas ukazał historię, w której życie zwykłej osoby zostaje nagle przewrócone do góry nogami, a ona sama musi porzucić swój dotychczasowy los i udać się w nieznane, aby odkryć drzemiące w sobie siły i – stawiając czoła swojemu największemu wrogowi – wziąć udział w walce dobra ze złem. Pomimo wielu trudności, nasz bohater nie tylko wychodzi z wszystkich trudnych prób zwycięsko – świat, w którym żyje, a także on sam, ulegają przemianie. Nie przywraca on swoimi staraniami uprzedniego status quo – nawet kiedy „wraca do domu”, nie jest to już to samo miejsce, co poprzednio, a on jest już innym człowiekiem.

George Lucas, kawał dobrej roboty…!

Lucas dopracował swój scenariusz w taki sposób, aby symbolicznie odzwierciedlał przemiany, jakim stale ulega ludzkie życie. Ekranowe postaci były ucieleśnieniem archetypów: Luka (a potem Rey) – „porządnych”, niewinnych i nieco naiwnych Bohaterów; Yody, Obi-Wana, Kaz-Maty jako służących radą i wsparciem Mędrców (Mentorów), Hana Solo i Finna jako pojawiających się w historii sojuszników, a nawet Mocy – jako symbolu życia i wiążącej cały wszechświat, kosmicznej energii. W tych historiach nie brakowało poszukiwania ukrytego skarbu, ratowania księżniczki, obrony przed potworami, starć, potyczek, klęsk i lizania ran, zdobywania nowych umiejętności i doświadczeń, które okazały się zbawienne w kluczowym starciu – wielkiej bitwie na śmierć i życie. To wszystko wydaje się nam znajome i poruszające, bo reprezentuje fundamentalne dla nas wartości, doświadczenia, emocje i przeżycia. Co więcej, najczęściej obrazuje nasze własne zmagania życiowe i przeciwności, którym stawiamy czoła – dlatego łatwo nam się identyfikować z bohaterami i tym, przez co przechodzą. W ten sposób Lucas stworzył współczesny mit – mistyczną opowieść o poszukiwaniu swego miejsca w świecie, i choć w niezwykłej scenerii kosmicznej, niezwykle trafnie dopasowaną do nas samych i do naszych czasów.

„Just How Similar Are The Force Awakens's Rey and Luke Skywalker, Anyway?” (moviepilot.com)

„Just How Similar Are The Force Awakens’s Rey and Luke Skywalker, Anyway?” (moviepilot.com)

Bohater, wokół którego toczy się główna oś fabularna całej sagi, to najczęściej postać Jedi, z którym w największym stopniu możemy się utożsamiać. Luke Skywalker (a w najnowszej części Star Wars: The Force Awakenes – Rey) reprezentują to, co w nas samych jest nam najbliższe, najcenniejsze i najłatwiej rozpoznawalne. Są postaciami skonstruowanymi w taki sposób, aby każdy z widowni mógł odnaleźć w nich część siebie, a jednocześnie mają w sobie cos unikatowego, oryginalnego, o czym każdy z nas marzy i do czego dąży. Są postaciami wyrazistymi, pełnymi naturalności i młodzieńczej energii, lecz nie posiadającymi (jeszcze) znaczącej wiedzy i bogatego doświadczenia (czy też, krótko mówiąc czegoś, co określane jest jako „mądrość życiowa”). Widzimy w w nich jednak ogromny potencjał – niemal zbyt duży w stosunku do okoliczności życiowych, w których funkcjonują.

Wierzymy, że zostali stworzeni do czegoś większego niż to, co na ten moment dostrzegamy na ekranie… Zazwyczaj w filmie dzieje się wówczas coś, co zmusza naszych bohaterów do porzucenia swej dotychczasowej egzystencji, a to, czego potem doświadczają, pozwala im odkryć w sobie ich prawdziwy potencjał. Nie tylko poznają swoje nowe możliwości, ale uczą się coraz więcej o samych sobie, przygotowując się do wielkiego finału – starcia z głównym przeciwnikiem.

Darth Vader – jest i dobry zły

(deviantart.com, by abonny)

(deviantart.com, by abonny)


Każdy dobry scenariusz zakłada, że najważniejszy bohater ma wroga – swoje nemezis, główną przyczynę cierpień, zawirowań i kłopotów. „Gwiezdne Wojny” pełnymi garściami czerpią z jungowskiej koncepcji Cienia, z której robią spektakularny, fabularny użytek. Cień to mroczna, przerażająca, niechciana, odrzucona i wypierana część siebie – tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie jej zaakceptować, choć jednocześnie nie możemy bez niej istnieć. Na Cień składają się nieuświadomione, zwierzęce instynkty i prymitywne emocje, do których teoretycznie jesteśmy zdolni (jak agresja przeradzająca się w akt nienawiści), a które stanowią przeciwieństwo cnót moralnych i cywilizowanych norm. Cień jest tym, czego najbardziej się brzydzimy i boimy, a co tkwi głęboko w najciemniejszych i najmniej dostępnych zakamarkach nas samych, jednocześnie wpływając też na to, kim jesteśmy i jak się zachowujemy. Jeśli symbolikę ekranu przeniesiemy na psychologiczny, wewnętrzny krajobraz – to, co (lub kogo) postrzegamy w naszym otoczeniu jako źródło niechęci, problemów i frustracji, z największym prawdopodobieństwem jest odbiciem tego, czego nie jesteśmy w stanie zaakceptować u siebie.


W świetle jungowskiej koncepcji, dwaj walczący ze sobą bohaterowie są kimś w rodzaju dopełniających się przeciwieństw. Darth Vader jest Cieniem Luka (czego potwierdzeniem są wizje, w których pod hełmem Vadera widzi własną twarz). Oznacza to, że jego największym wrogiem jest skrzętnie skrywana, własna nienawiść i chęć zemsty. Aby stanąć twarzą twarz z dotychczas niedostępną, nieznajomą i pogardzaną wersją siebie, potrzeba przygotowania, dojrzałości i odwagi – to ostateczna walka z Vaderem symbolizuje konfrontację z własnym Cieniem. Decydujące starcie zazwyczaj nie jest jedynym spotkaniem z wrogiem – nasz Bohater najczęściej ma za sobą pierwsze, przykre starcie z przeciwnikiem, rodzaj testu lub próby, którego wynik pozostaje nierozstrzygnięty (jak Rey i Kylo Ren).

Prezentacja1 (2)


Wygrana Bohatera polega nie tylko na zwycięskim pojedynku, lecz tak naprawdę na poznaniu prawdziwej natury swojego przeciwnika – psychologicznie oznacza to zrozumienie Cienia, zaakceptowanie go i pomysł na to, jak zdrowo z nim współistnieć. Luke w trakcie ostatecznego starcia dowiedział się, kim jest Darth Vader i zrozumiał również, że sam ma wszelkie predyspozycje, aby przejść na ciemną stronę (choć ostatecznie, decyduje inaczej). To całkiem dobrze oddaje naszą naturę: „mamy w sobie wszystko” – zło i dobro, ciemną i jasną stronę Mocy. O tym, kim jesteśmy, decyduje ostatecznie to, co się z nas ujawni, o czym sami decydujemy (a są to najczęściej trudne i wymagające odwagi wybory…)

Jest moc!

astarwarslightswitchMistrzowie Jedi dążyli do balansu jasnej i ciemnej strony mocy. Kod Jedi jest niczym innym jak mądrą transformacją Cienia w kierunku równowagi – zarówno równowagi wewnętrznej, jak i równowagi, która mogłaby zapanować w świecie. Celem takiego procesu jest pozbycie się strachu, który wg Jedi jest główną przyczyną przejścia na ciemną stronę Mocy (i zła na świecie). „Strach prowadzi do gniewu, gniew do nienawiści, nienawiść do cierpienia”. Jedi uważają, żeby połączyć się z Mocą, należy poradzić sobie ze swoimi lękami – jeśli damy im sobą zawładnąć, będziemy ranić siebie lub innych. Konfrontacja z własnym strachem jest trudnym i wymagającym aktem, lecz jej celem jest po prostu stawanie się coraz lepszym i coraz bardziej świadomym człowiekiem.

Naruszenie równowagi następuje wówczas, kiedy ciemna strona zaczyna dominować. Kod Sith to nic innego niż przyzwolenie na przejęcie całkowitej kontroli przez Cień – i oddanie się we władanie nienawiści, gniewu, złości, ambicji, folgowania swym pragnieniom kontroli, mocy i potęgi.

Co ciekawe, historia Luke’a i Anakina jest bardzo podobna, choć jej zakończenie zgoła inne: zarówno Luke, jak i Anakin byli wychowywani bez swoich rodziców, zabraniano im robić tego, co tak naprawdę pragnęli robić, przeżyli okrutną śmierć swoich bliskich, zmagali się z poczuciem opuszczenia i często stawali w obliczu zagrożenia. Obaj bohaterowie zmagali się z jakąś traumą, wewnętrznym rozdarciem – lecz tylko dla jednego z nich ciemna strona stała się rodzajem ucieczki od bolesnych doświadczeń. Radzenie sobie z przykrymi emocjami przez ich unikanie i odcięcie się jest zazwyczaj bardzo kosztowne i zbiera swoje żniwo w postaci narastającej frustracji, impulsywnych zachowań oraz koniec końców – powracających koszmarów sennych i nasilającej się psychozie (co stało się udziałem Anakina).

90ab71049d5246e519e39ae3cb7f4e40

Join the dark side?

Nie odżegnujmy Ciemnej strony mocy od czci i wiary! Sam Mistrz Yoda doceniał jej potęgę („Is the dark side stronger? No, no. Quicker, easier, more seductive.”). Ciemna strona mocy zazwyczaj kusi pełnym, niczym nieskrępowanym wykorzystaniem swojego potencjału („real power”! czyż nie jest trudno się temu oprzeć??). W jej używaniu leży ogromna energia, która pozwala lordom Sith skutecznie realizować ich najbardziej wybujałe ambicje – i to zgodnie z zasadami w stylu „cel uświęca środki” czy „po trupach do celu”.

21a0bda8d856ff2fbe24a28f292da09aUlegający swym „chciejstwom” i impulsom Anakin rozpaczliwie unika konfrontacji z tym, co naprawdę się z nim dzieje i co tak naprawdę czuje (co na krótką metę jest łatwiejszym rozwiązaniem i jakoś działa, lecz okazuje się mało sensowne w dłuższej perspektywie). Luke z kolei w trakcie swojego treningu uczy się, jak  rozumieć swoje emocje, uspokajać je i jak nad nimi panować (co jest trudne i wymaga wysiłku, ale później przynosi zdecydowanie więcej korzyści – jak choćby to, że w decydujących momentach swojego życia dokonuje konsekwentnie takich, a nie innych wyborów).

Im bardziej nie chcemy rozpoznać i uświadomić sobie naszego Cienia, im bardziej go wypieramy, tym bardziej robi się czarny, gęsty i niebezpieczny. Taki Cień nabiera coraz większego, negatywnego znaczenia w naszym życiu – kiedy Anakin w pełni poddaje się Cieniowi, traci swoją tożsamość i staje się mrocznym Lordem Vaderem. Z kolei rozpoznanie swojej ciemnej strony i przejęcie nad nią kontroli buduje silniejsze i bardziej świadome ja – tak jak w przypadku Luke’a, który na naszych oczach mądrzeje, wzrasta i dojrzewa, stając się  prawdziwym rycerzem Jedi (bez utraty tego, kim był wcześniej).

Więc niech Moc będzie z Tobą:)

08b12f677e35630a9b1c3adbd1ff8f1c

Moc – symbol życia i energii – sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Ma dwa oblicza i nie może istnieć bez żadnego z nich. Znaczenie ma dopiero to, w jaki sposób ktoś ją wykorzystuje – Jedi uczą się Mocy, aby lepiej rozumieć świat i innych, używać ją do obrony i pomocy. Robią to dzięki samodyscyplinie i nieustającym treningu ciała, duszy i umysłu. Sith używają Mocy dla własnych interesów, realizując swoje własne ambicje, dając się uwieść energii płynącej z gniewu, pragnienia kontroli i pożądania władzy.
Kiedy oglądamy „Gwiezdne Wojny”, to nie tylko oglądamy na ekranie jakąś ciekawą historię w kosmicznej scenerii – jesteśmy też świadkami tego, co się dzieje w nas. Obserwując losy bohaterów, sami symbolicznie doświadczamy ich drogi. Motywy z „Gwiezdych Wojen” możemy odnieść do każdej sfery naszego życia – naszego rozwoju, dojrzewania, realizowania swoich ról w rodzinie i w pracy. Uczymy się rozumieć Moc – i pozwolić sobie poczuć, że mamy w sobie i światło, i ciemność, a nasza droga ku sobie to poznanie ich obu, scalenie i balans i jaśniejszej i ciemniejszej strony naszej natury.

Na tym polega właśnie życzenie „May the Force Be With You”
– czego dziś życzę sobie, Wam i Światu:)

tumblr_nuu1gaOTwW1s2huseo1_500

Zainteresował Cię mój tekst?

  • Już wkrótce, napiszę trochę  więcej o PANIACH i ich historii w „Gwiezdnych Wojnach”…
  • Jeśli interesowałyby Cię moje szkolenia menedżerskie i warsztaty rozwojowe, które robię w oparciu o „Gwiezdne Wojny”  – napisz do mnie! (tak, tak, to możliwe i bardzo ciekawe!!:)
12980543_1199862936698577_2029032877_n

Pyrkon 2016 – o psychologii w Gwiezdnych Wojnach przyszło posłuchać mnie prawie 400 osób!:)

 

12961643_1109182472458981_6898603803919662472_n

DSC_7018

DSC_7020